Beata - niezależna trzydziestoletnia singielka - zaczyna podejrzewać, że z rodziną, z którą od lat nie utrzymuje żadnego kontaktu, nie łączą jej nawet więzy krwi. Wynajmuje prywatnego detektywa, który pomimo odkrycia wielu zaskakujących tropów, nie potrafi jej pomóc. W poszukiwaniu prawdy o przeszłości wspiera Beatę przyjaciółka - roztrzepana Ula, która przy okazji chce wyswatać ją ze swoim bratem Jackiem. Lawinę zdarzeń wywołuje niespodziewane zaproszenie od rodziny na ślub znienawidzonej siostry...
Okładka: miękka
Ilość stron: 232
Wydawnictwo: Prószyński Media
Niedawno doskonale się bawiłam czytając "Natalii 5" Olgi Rudnickiej i kiedy teraz przypadkiem w moje ręce wpadło "Martwe jezioro" bez wahania wzięłam się za czytanie. Nie zawiodłam się - książka jest świetna, zabawna i intrygująca!
Niedawno doskonale się bawiłam czytając "Natalii 5" Olgi Rudnickiej i kiedy teraz przypadkiem w moje ręce wpadło "Martwe jezioro" bez wahania wzięłam się za czytanie. Nie zawiodłam się - książka jest świetna, zabawna i intrygująca!
Główną bohaterką powieści jest Beata, trzydziestoletnia, niezależna kobieta zajmująca się doradztwem podatkowym. Beata nie utrzymuje od dłuższego czasu kontaktów ze swoją rodziną, mieszka z przyjaciółką, Ulą, i to jej rodzina zastępuje Beacie własną. Jakież jest zdziwienie dziewczyny, kiedy otrzymuje zaproszenie na ślub siostry, Ani, z którą nie wiążą ją żadne bliskie więzi, wręcz przeciwnie. Najpierw ma ochotę odrzucić zaproszenie, jednak od jakiegoś czasu dręczy ją sprawa jej pochodzenia. Beata zleciła bowiem detektywowi wyjaśnienie sprawy, kim naprawdę są jej rodzice, bo grupy krwi Rostowskich nie zgadzają się z jej własną. Zdumienie dziewczyny jest tym większe, kiedy detektyw dostarcza jej, jej własny akt zgonu i zdjęcie nagrobka - to przeważa szalę na korzyść wyjazdu na ślub i wyjaśnienia sprawy.
Ula "załatwia" jej opiekę brata, Jacka, który wraz z Beata udaje się na ślub. Atmosfera w domu rodzinnym dziewczyny jest sztywna i lodowata - nic się nie zmieniło. Młodzi ubarwiają sobie pobyt wędrówkami nad Martwe Jezioro i jazdą konną. Impreza ślubna przebiega w miłej atmosferze, ale niestety zdarza się przykry wypadek, który burzy sielankę. Atmosfera staje się napięta, pojawia się policja, a trupy "wychodzą" z jeziora....
Czy Beacie uda się rozwiązać zagadkę swojego pochodzenia? Co łączy ją z Rostowskimi? I jaki udział będzie miał w tej sytuacji Jacek ? Poczytajcie ! Grzebanie w przeszłości nie zawsze przynosi pozytywne rezultaty - czasem efekty przewracają życie do góry nogami .
"Martwe jezioro" to książka, którą dosłownie połknęłam. Wciągnęła mnie zagmatwana sytuacja Beaty, czułam niesmak w stosunku do jej rodzinki, bawiły mnie potyczki słowne Beaty i Jacka, oczarowała mnie baśń o Topielicy znad jeziora, a zakończenie okazało się zaskakujące.
Bardzo przyjemna lektura, muszę poszukać kolejnych książek pani Rudnickiej - czas nadrobić zaległości. Odpowiada mi styl pisania pani Olgi, zabawne dialogi, ciekawe sploty akcji, przemyślane zakończenie i świetnie zbudowane sylwetki bohaterów.
Polecam "Martwe jezioro" jako świetną rozrywkę na długie popołudnia i nudne wieczory !
Sama nie wiem, ani mnie ziębi, ani grzeje. Ale tak jak piszesz może w któryś długi wieczór :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam jeszcze o twórczości Olgi Rudnickiej, ale po twojej recenzji z chęcią nadrobię zaległości :)
OdpowiedzUsuńII cz. jest równie ciekawa :)
OdpowiedzUsuńJa na razie tej pani mam za sobą książkę "Natalii5" i koniecznie w tym roku muszę nadrobić z pozostałymi :)
OdpowiedzUsuńZainteresowałaś mnie recenzją, a i okładka jest tajemnicza i ciekawa. Chętnie i ja połknę tą książkę :)
OdpowiedzUsuńskoro się nie zawiodłaś, to ja pewnie też się nie rozczaruję ;-) zwłaszcza, że Natalie były rewelacyjne!
OdpowiedzUsuńZarys fabuły niesamowicie mnie zachęcił. Z przyjemnością poszukam i przeczytam
OdpowiedzUsuńTeż pierw czytałam jej Natalii5 i się ubawiłam, że ho ho ;) Martwe Jezioro teraz sobie kupuję ;)
OdpowiedzUsuń