Podaruj sobie trochę luksusu, poczuj blichtr wielkiego miasta – oto światowy bestseller Isabelle Laflèche!
Catherine, trzydziestoletnia prawniczka z Paryża, rozpoczyna pracę na Wall Street w nowojorskim oddziale swojej firmy. Od razu zostaje wciągnięta w szaleńczy wyścig szczurów i walkę o przetrwanie. Złośliwe zlecenia koleżanek z pracy, drobne wpadki, podejrzane spojrzenia – we wszystkich kłopotach nie zawodzi jej optymizm i dobre perfumy w torebce. Poza tym wspiera ją zafascynowany modą asystent, który staje się jej oddanym przyjacielem, odżywa jej relacja z dobrą koleżanką z lat studenckich, a na horyzoncie pojawia się przystojny i enigmatyczny kolega z pracy, Antoine. To dopiero początek zaskakujących wydarzeń.
Kocham Nowy Jork Isabelle Laflèche (wziętej prawniczki, która postanowiła rzucić karierę bizneswoman) ukazuje kulisy Wall Street – miejsca intryg i nieczystych zagrań. Powieść kanadyjskiej pisarki to jednocześnie zabawny i przenikliwy portret życia największych graczy na scenie Manhattanu
Okładka: miękka
Ilość stron: 418
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Premiera: lipiec 2013
Kocham Nowy Jork, czyli Francuska w Ameryce.
Książka kojarzy mi się z powieścią „Diabeł ubiera się u Prady”, tylko jej akcja dzieje się w środowisku prawników. Mamy jednak wielkich kreatorów mody, ciuchy od projektantów – słowem blichtr życia na szczycie. Tylko, czy ciągłą pracę i stres można nazwać życiem?
Catherine jest trzydziestoletnią singielką, Francuską, która przenosi się do Nowego Jorku. Jest prawniczką w wielkiej korporacji, a jej aspiracją jest zostanie partnerem w kancelarii. Poza tym jest piękną kobietą, która uwielbia zakupy i ciuchy od wielkich projektantów, a jej ulubieńcem jest Dior. Jakże jest szczęśliwa, kiedy może poprowadzić jego sprawę w kancelarii. Jej życie to ciągła praca i „nabijanie godzin”, na życie prywatne praktycznie nie ma czasu – pracuje i śpi.
Jako nowa osoba w kancelarii ma swojego bezpośredniego przełożonego – jest nim charyzmatyczna „poganiaczka niewolników” Bonnie, ale sprawy podrzucają jej również inni prawnicy. W efekcie końcowym Catherine jest zawalona pracą. Podczas prowadzenia jednej ze spraw poznaje Jeffrey’a. Początkowo nie chce angażować się emocjonalnie i łączyć pracy z życiem prywatnym, ale mężczyźnie udaje się ja oczarować i wdają się w romans. Niestety, okazuje się, że nie tylko o to mu chodziło….
Catherine ma oparcie w swoim niezastąpionym asystencie i przyjaciółce. Z czasem odnajduje miłość i postanawia zmienić swoje życie. Czy jej się uda? Czy zostanie partnerem w kancelarii nadal będzie dla niej najważniejsze?
„Kocham Nowy Jork” to świetnie napisana powieść obyczajowa, lekka i dowcipna. Autorka przenosi nas w świat eleganckich kobiet, wielkich projektantów mody i prawników. Szyk i elegancja mieszają się z profesjonalizmem i ciężką pracą. Praca prawników to wielki wyścig szczurów – kto zdobędzie Klienta, kto nabije więcej godzin, kto zostanie partnerem. Na niższych szczeblach panuje zawiść i wyzysk. Wbrew pozorom nie jest to ani lekka ani do końca przyjemna praca, ale są i tacy, którzy uwielbiają adrenalinę. Autorka stworzyła całą plejadę oryginalnych i bardzo charakterystycznych postaci, które ubarwiają powieść.
„Kocham Nowy Jork” to przyjemna i relaksująca lektura – idealna na lato. Mnie jej przeczytanie zajęło jedno popołudnie. Jest lekko napisana, zabawna, to świetna babska literatura – polecam!
Cieszę się, że książka tobie także przypadła do gustu. Idealna lektura na nadchodzące lato.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, lekko, przyjemnie, odprężająco:)
OdpowiedzUsuńLubię tego typu ksiązki,więc bardzo chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńDo tej książki głównie zachęciła mnie okładka. Jednak nie chciałam jej kupować nie zapoznając się z opinią innych. I tym sposobem trafiłam na twojego bloga. Z tego co piszesz, wnioskuję iż książka nie jest zła. W sam raz na szare i beznadziejne popołudnia bądź zły nastrój. Ostatnio dosyć często mi się on przydarza, dlatego lepiej jest mieć pod ręką taką książkę:)
OdpowiedzUsuńMam w planach :)
OdpowiedzUsuńKiedy tylko przeczytałam krótki opis tej książki od razu skojarzyła mi się z „Diabeł ubiera się u Prady”, a to chyba nie była moja "najulubieńsza" powieść (a potem i film), więc tym razem chyba spasuję...
OdpowiedzUsuń