Okładka: miękka
Ilość stron: 320
Wydawnictwo: Wydawnictwo Buchmann
Rok wydania: 2012
Lubię czasem sięgnąć po klasyczne kryminały i bardzo spodobała mi się seria "Alfabet zbrodni". Pierwszy tom "A jak alibi" jest klasycznym kryminałem, gdzie wyjaśniana jest sprawa sprzed lat.
Kinsey Millhone jest byłą policjantka, która pracuje jako prywatny detektyw. Nie ma dzieci, nie ma rodziny, bardzo angażuje się w swoją pracę. Jest sama sobie szefem, a liczne znajomości ułatwiają jej pracę.
Pewnego dnia zgłasza się do niej Nikki Fife, bogata kobieta, która właśnie opuściła więzienie. Została skazana za zamordowanie swojego męża, znanego adwokata od rozwodów. Powodem zbrodni miała być zazdrość i liczne zdrady męża. Nikki twierdzi jednak, że nie zabiła swojego męża i zleca Kinsley odnalezienie prawdziwego zabójcy.
Kobieta zabiera się do pracy, przy pomocy znajomych czyta akta sprawy i rusza śladami osób zamieszanych w sprawę. Sprawdza kochanki adwokata, jego byłą żonę, dzieci, wspólnika. Wspólnik okazuje się niezwykle przystojnym, magnetycznym mężczyzną, z którym Kinsley wdaje się w romans. Jednak przerywa go, kiedy zaczyna przeszkadzać jej w pracy i w jasnym spojrzeniu na sprawę. Przy okazji wychodzi na jaw sprawa kolejnego zabójstwa, które miało miejsce kilka dni po śmierci adwokata - łączy je modus operandi
Pani detektyw podąża śladami sprzed lat, a wyjaśnienie sprawy wcale nie okazuje się proste. Po drodze zostaje zamordowany jeden ze świadków, giną dowody. Coś tutaj ewidentnie nie gra i ktoś starannie usuwa ślady.
Kto? Na to pytanie Kinsley znajduje odpowiedź i sama znajduje się w niebezpieczeństwie....
"A jak alibi" to dobrze napisany kryminał, gdzie napięcie jest stopniowo dawkowane, a zakończenie zaskakuje. Może bardzo wnikliwy czytelnik dojdzie do rozwiązania zagadki wcześniej, jednak mimo wszystko warto ją przeczytać. Choć książka należy do klasyki gatunku i została napisana wiele lat temu, zdradza to brak telefonów komórkowych i archaiczny dla nas system telefonistek, jednak sam sposób dedukcji i rozwiązywania sprawy jest na topie i dziś.
Ciekawy rozwój akcji, bardzo plastyczne i barwne sylwetki bohaterów, zdrada, miłość i nienawiść - wszystko to można znaleźć w książce Susan Grafton.
Polubiłam sympatyczną i wytrwale dążącą do celu panią detektyw i z przyjemnością sięgnę po kolejne tomy jej przygód. Wam również polecam :)
To jest ciekawe - jak w czasach bez telefonów radzono sobie z komunikacją? To naprawdę musiało utrudniać śledztwo, dodatkowo w momencie krytycznym nie można było zadzwonić pod numer alarmowy.
OdpowiedzUsuńCzasami czytam klasyki kryminałów i zazwyczaj to główną bohaterką była kobieta. Akurat tę lekturę zapiszę sobie i zacznę się za nią rozglądać.
Pozdrawiam,
nie źle się zapowiada, książki z wątkiem kryminalnym chętnie czytam, więc pewnie i tej dałabym szansę :)
OdpowiedzUsuńKryminały to nie moja bajka :-)
OdpowiedzUsuńSkoro mówisz, że warto, to sobie nie odmówię. Dopiero zaczynam przygodę z kryminałami, więc jeszcze wszystko przede mną :)
OdpowiedzUsuńZ chęcią przeczytam. :)
OdpowiedzUsuńJa także polubilam sympatyczną detektyw:).
OdpowiedzUsuńNiespecjalnie przepadam za kryminałami, ale może dam temu szansę.
OdpowiedzUsuńPozdrówko,
Neuromeat
--
http://naddartastrona.blogspot.com/