Umiejętności Kinsey Millhone poddane zostaną ciężkiej próbie. Pani detektyw otrzymała nietypowe zlecenie: rozwikłuje tajemnicę bez morderstwa, szuka skarbów bez mapy. Bystra i pełna energii, wygadana i przemądrzała, znów wpycha nos w nie swoje sprawy. Do spółki z duetem przestępców rodem z klasycznych kryminałów wyrusza w daleką podróż, po której zostaje jej ból głowy i puste konto.
Okładka: miękka
Ilość stron: 352
Wydawnictwo: Buchmann
Seria: Alfabet zbrodni
Po lekturze "A jak alibi" (moja recenzja TUTAJ), polubiłam sprytną panią detektyw, Kinsey Millhone, więc sięgnęłam teraz po kolejny tom Alfabetu Zbrodni. "B jak bezwzględność" to kolejny, klasyczny kryminał napisany przez Sue Grafton.
Naprawdę, Autorka nazywa się Grafton Sue Taylor i jest współczesną, amerykańską pisarką kryminałów. Serię Alfabet Zbrodni łączy postać detektyw w spódnicy, Kinsey Millhone. Cechą charakterystyczną kryminałów Grafton, która od razu uderza czytelnika, są metody pracy pani detektyw - dedukcja, śledztwo i zbieranie informacji odbywa się na starych zasadach, nie ma tutaj komputerów, internetu, wszechobecnych baz danych, nie ma nawet telefonów komórkowych. Są budki telefoniczne, archiwa, gazety i opinie świadków - mało nowocześnie, ale i tak ciekawie. Sprawy stanowią wyzwanie dla detektywa.
Tym razem, Kinsey otrzymuje zlecenie od swojego sąsiada i przyjaciela, Henry'ego Pittsa. Jest to bardziej prośba niż zlecenie, pieniędzy raczej z tego nie będzie... Sprawa wydaje się mało skomplikowana - zmarł znajomy Pittsa, który służył dawniej w wojsku i rodzina wysłała wniosek o zwrot kosztów pogrzebu weterana wojennego. Otrzymali odpowiedź odmowną z informacją, że nikt o podanym nazwisku nie figuruje w wojskowych wykazach. Rodzina jest rozgoryczona, ale nie chce odpuścić - w końcu chodzi o 450 dolarów. Kinsey rozgląda się po mieszkaniu zmarłego, przegląda dokumenty, ale nic nie znajduje. Poznaje przy okazji przyjaciela zmarłego Johnny'ego, który chce wynająć od rodziny jego mieszkanie.
Podczas porządków rodzina znajduje ukryty w ścianie sejf, a w nim... klucz, nie wiadomo do czego.... Ktoś włamuje się do mieszkania Johnny'ego i robi tam niezły bałagan. Powstaje teoria spiskowa, że Johnny był tajnym agentem i rząd nie chce tego ujawniać.
Wieczorem pani detektyw przypadkowo widzi wychodzącego z mieszkania Johnny'ego nieznajomego mężczyznę z ciężką torbą. Śledzi go - trop prowadzi na lotnisko, dokąd mężczyzna udaje się z ciężarną partnerką. Kobieta bierze torbę i leci do Palm Beach, a mężczyzna zostaje. Kinsey podąża śladem kobiety.
Sprawy się komplikują .... Kim jest kobieta i co jest w tajemniczej torbie?
Tropy prowadzą w przeszłość... do zakładu karnego....
Kim naprawdę był Johnny i w co był zamieszany? Czy i tym razem Kinsey uda się wyjaśnić sprawę?
"B jak bezwzględność' to całkiem niezły kryminał. Stanowił miłą odskocznię od rzeczywistości. Nie ma tutaj przelewu krwi i ekscytujących pościgów, ale i tak jest ciekawie i intrygująco. Stare metody pracy detektywów może i są bardziej żmudne i długotrwałe, ale prowadzą do celu - i to najważniejsze.
Akcja biegnie dwuwątkowo - z jednej strony mamy sprawę, którą stara się rozwiązać Kinsey, a z drugiej przygotowania do ślubu wiekowej pary, Rose, właścicielki baru, i brata Henry'ego, gdzie Kinsey ma być druhną. Panna młoda ( ponad 80-cioletnia) i jej druhny wystąpią w hawajskich sukniach, a przygotowania idą pełną parą. To sympatyczne połączenie dwóch zupełnie różnych historii.
Bardzo jestem ciekawa, co przyniosą kolejne litery Alfabetu zbrodni - oj, trochę ich jeszcze zostało :)
Brzmi zachęcająco. Bardzo możliwe, że kiedyś sięgnę po tę serię :)
OdpowiedzUsuńSeria w moim guście :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam kryminały, sensacje i wszystko z tego gatunku :)
OdpowiedzUsuńZa tę serię będę musiała się nareszcie zabrać, bo ciągle odwlekam to tylko w czasie.
Pozdrawiam,
Lubię Kinnsey, B jak... jeszcze przede mną, musze się pospieszyć, bo już tomy C jak i D jak wyszły:) Sympatyczna i na prawdę dobra seria kryminałów.
OdpowiedzUsuń