Irena to powieść błyskotliwa i przejmująca. Debiut duetu Kalicińska & Grabowska wypada znakomicie.
Trzy kobiety: Dorota, Jagna i Irena. Dorota - mama, wiek 53+. Niezbyt zaradna życiowo, trochę eko, trochę hippie, bałaganiara. Jagna - córka, wiek 27+, bardzo zaradna pracowniczka korporacji. Mieszka sama, a właściwie z wielkim ślimakiem. Irena - „babka". Przyszywana ciotka Doroty. Świeża wdowa. Krynica rozsądku, by nie powiedzieć mądrości. Jagna odnosi sukcesy zawodowe, jednak dla matki nie są one sukcesami, tylko zgodą na korporacyjne zniewolenie. Wolałaby, żeby córka wyszła wreszcie za mąż. Jagna źle znosi brak akceptacji, ale domyśla się, że prawdziwa przyczyna konfliktu tkwi głębiej. I ma rację. Jagna nie jest pierwszym dzieckiem Doroty, wcześniej był chłopiec, który zmarł „śmiercią łóżeczkową". Matka nigdy się z tym nie pogodziła. A Jagna nigdy nie dowiedziała się, że miała brata. Kobiety oddalają się od siebie, w końcu Jagna postanawia odciąć się od toksycznej matki. Wtedy wkracza Irena: Dorota musi dojść ze sobą do ładu. „Pochować" synka i naprawdę pokochać córkę. Czy będzie miała dość siły, by to zrobić
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Ilość stron: 416
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2012
Małgorzata Kalicinska zdobyła moje serce trylogią „Rozlewisko”, która stoi zawsze pod ręką i lubię podczytywać sobie ulubione fragmenty. Bardzo byłam ciekawa, co Delka Hu ( patrz Delfina Hultaj na FB) stworzyła wraz z córką. Do Basi Grabowskiej od razu poczułam sympatię, bo też jestem Strzelcem i też po marketingu, tylko lat mam więcej… I tak w urodzinowy wieczór zabrałam się za lekturę „Ireny” – dobrze, że to był weekend, bo nie mogłam się oderwać.
Początek zaczyna się zwyczajnie, wręcz banalnie, matka i córka, Dorota i Jagoda spotykają się u cioci-babci Ireny, wezwane w pilnej sprawie. W nocy, we własnym łóżku, zmarł dziadek Felek, mąż Ireny, i trzeba zająć się formalnościami i pogrzebem. Irena jest opanowana, ale też ciężko jej zebrać się „do kupy”. Prym wiedzie Jagoda, dla pani manager formalności i załatwianie spraw to codzienność – wie, że w takich sytuacjach na matkę nie może liczyć, a Irenę chce odciążyć.
Irena zastępuje Dorocie-matkę, a Jagodzie-babcię. Jest od zawsze w rodzinie, stanowi dla nich oparcie. Teraz to one muszą się zająć Ireną….
I tak małymi krokami poznajemy historię trzech kobiet, z trzech pokoleń, różniących się od siebie diametralnie. Dorota jest matką Jagody, żoną Janka, prowadzi własny small biznes. Jest też poranioną życiowo kobietą, która straciła pierwszego synka na skutek śmierci łóżeczkowej, a na prostą wyszła dzięki ubogiej dziewczynce poznanej podczas rekonwalescencji, Jagusi. Chciała takiej samej córeczki i doczekała się własnej Jagusi. Ale ta Jagusia okazała się zupełnie inna, niezależna, samowystarczalna… I ta inność oraz zatajenie historii Kubusia stanęło między kobietami jak mur, jak przepaść. Oddaliły się od siebie tak bardzo, że nawet kłócić się między sobą nie potrafiły, o rozmowie nie wspomnę.
I tutaj postanowiła zainterweniować Irena, udając złamaną rękę, starała się ściągnąć do siebie obie kobiety i stworzyć im platformę do pojednania. Ciężko było….
Jagoda również została przez los doświadczona. Niezależna kobieta, wymagający szef, a w życiu…. kobieta ze złamanym sercem, skrzywdzona, zniechęcona do mężczyzn i związków. Spotyka się od czasu do czasu z Radkiem, bez zobowiązań, jednak mężczyźnie na niej zależy i małymi krokami kruszy otaczający ją mur. Dzięki niemu i zdarzeniu na sali operacyjnej, matka i córka zaczynają z sobą rozmawiać. Jak poukładają się ich relacje?
„Irena” to opowieść o trzech pokoleniach kobiet, kobiet o różnych priorytetach i osobowościach, które dzieli zbyt wiele przemilczanych spraw. W rodzinie trzeba ze sobą rozmawiać, milczenie czasem bardziej szkodzi niż pomaga, a tajemnice prędzej, czy później wychodzą na światło dzienne.
Powieść jest świetnie napisana, historię poznajemy na przemian oczami Doroty i Jagody. Możemy porównać ich reakcje i opinie na te same sprawy – jakże różne i odmienne. Irena stanowi łącznik i punkt oparcia dla obu kobiet, jest mądra i sprytna, stara się jak może pomóc im, ale nie bierze na siebie rozwiązania konfliktu za nie.
„Irena” to nie jest lekkie czytadło, to mądra i piękna książka o dążeniu do zrozumienia i akceptacji, ale również o różnych obliczach miłości. To opowieść z przesłaniem, którą powinny przeczytać kobiety z wielopokoleniowych rodzin, pokazuje nam punkty widzenia każdej ze stron – ich racje, obiekcje, sposób myślenia. Może i Wam pokaże ścieżkę poprawy stosunków rodzinnych? Może pomoże zrozumieć innych? Jedno jest ważne – nie można uszczęśliwiać kogoś na siłę czy wybierać mu drogi życiowej, i co najważniejsze, trzeba ze sobą szczerze rozmawiać. Zawsze – choć to bywa bolesne i trudne.
Małgorzata Kalicińska i Basia Grabowska stworzyły niezwykłą powieść, świetnie napisaną, widzianą oczami dwóch kobiet. Prosty język, ładny styl, ciekawe połączenie dwóch narratorów sprawiają, że książkę czyta się jednym tchem. To wyjątkowa książka – ciepła i wzruszająca, ale jednocześnie przynosząca refleksję. Polecam wszystkim kobietom, a święta są świetnym czasem na jej lekturę!
książka na oku :)
OdpowiedzUsuńobecnie czytam "Lilkę" Kalicińskiej :)
Dzisiaj właśnie do mnie przywędrowała, jednak przed nią mam jeszcze dwie pozycje, które trzeba przeczytać, więc chwilę poczeka, ale jestem jej ciekawa :)
OdpowiedzUsuńprzez ciebie zamówiłam w wabie:)
OdpowiedzUsuńMam w planach :) Ciekawa recenzja ;)
OdpowiedzUsuńMoja siostra dostała na święta, jak skończy to ja się biorę! :)
OdpowiedzUsuńRecenzji nie czytałam, ponieważ "Irena" stoi już na mojej półce i tylko czeka aż wezmę ją do ręki i zacznę czytać :))
OdpowiedzUsuń