Kolejny tom cyklu głośnych powieści Izabeli Czajki-Stachowicz. Dalsze losy bohaterki Małżeństwa po raz pierwszy i Nigdy nie wyjdę za mąż. Czy kapelusik schowany ukradkiem do sarkofagu w Luwrze nasiąknie mądrością dziejów? Co czytali polscy robotnicy we Francji? Jak można zarobić na ciepły posiłek w wielkim mieście? Kogo kochała Kiki - legenda Montparnasse'u? I dlaczego nawet w najdroższym pokoju we francuskim hotelu nie ma pościeli? Przedwojenny Paryż, młodzi artyści z różnych stron świata, ale przede wszystkim ona - słynna już wtedy Bella, modelka Kislinga, przyjaciółka Czyżewskiego, muza Gombrowicza i Witkacego, której Chaim Soutine nosił walizki. Bella dotarła do Paryża w 1924 roku i od razu uznała to miasto za najpiękniejsze na świecie - choć początki nie były łatwe i póki nie dostała pracy w piśmie „Polonia", zdarzało jej się głodować. Po niemal pięćdziesięciu latach leciwa mieszkanka Mokotowa po trzech zawałach, oddzielona od przedwojennego Paryża traumą II wojny światowej, wspomina tamten czas z niepowtarzalną swadą i dowcipem.
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Ilość stron: 336
Wydawnictwo: Wydawnictwo W.A.B
Sięgnęłam po tę książkę wiedziona ciekawością w stosunku do osoby Autorki – książka jest dalszym ciągiem biografii tej niezwykłej i kontrowersyjnej kobiety, po „Małżeństwie po raz pierwszy” i „Nigdy nie wyjdę za mąż”.
Izabela Czajka Stachowicz zwana przez przyjaciół Bellą, była muzą i przyjaciółką wielu znanych polskich artystów, m.in. Witkacego czy Gombrowicza, oraz bywalczynią przedwojennych salonów artystycznych. Obracała się w paryskim światku, tuż obok znanej muzy malarzy, Kikki de Montparnasse.
Dubo…dubon…dubonnet… to melodia Paryża, którą wygrywał stukot kół jadącego metra.
Książka opowiada kontynuację losów Belli, stanowi bardzo osobisty zapis jej ucieczki do przedwojennego Paryża i życia w nim.
Paryż – miasto artystów i cyganerii, skupionych wokół Montparnasse’u. Książka stanowi przewodnik po niezwykłych miejscach, a jeszcze bardziej po niezwykłych artystach, którzy w nim żyli i pracowali. Pisarze, malarze, ich muzy i żony, wszyscy pozostają w bliskich kręgach. Łączy ich pasja i styl życia, który oscyluje od skrajnej biedy do rozmachu bogaczy. W takich warunkach znalazła się i Bella – najpierw w skrajnej biedzie, wiecznie głodna, ale szczęśliwa, bo wolna. Praca w wydawnictwie polonijnym wcale nie poprawiła wiele jej sytuacji materialnej, bo zarabiała grosze, ale znalazła tam przyjaciółkę. Uśmiałam się czytając, jak w desperacji urządziły koncert uliczny i w ten sposób nazbierały na obiad, a nawet na kilka obiadów :)
Z czasem sytuacja materialna Belli się zmienia na lepsze, nadal jednak pozostaje tą samą swawolną kobietą, cieszącą się wolnością… do chwili spotkania Jerzego.
Do moich ulubionych momentów tej powieści należy spotkanie Belli w pociągu ze starszym mężczyzną, ponad osiemdziesięcioletnim, który ciągle jest głodny, i marudzi kobiecie. Ta karmi go, słucha, lecz jej cierpliwość w końcu się kończy i ma dość. Razem wysiadają na stacji i zwiedzają miasteczko – dziewczyna jest zszokowana, bo wszystko otrzymują za darmo – posiłek, hotel, upominki w sklepach, itd. Wszyscy są przemili i kłaniają im się w pas, a towarzyszący jest staruszek twierdzi, że tutaj jest taki dzień, gdzie wszystko jest za darmo i trzeba korzystać z okazji…. Okazuje się, że towarzysz Belli wcale nie był zwyczajnym staruszkiem… Kim był? Sami przeczytajcie!
„Dubo…Dubon…Dubonnet” serwuje nam niezwykłą atmosferę Paryża lat dwudziestych, pełną arcyciekawych postaci i zabawnych sytuacji. Książka pisana jest lekkim, dowcipnym językiem – czyta się ją z wielką przyjemnością. Chwilami zabawna, chwilami sarkastyczna, ale jedno mogę powiedzieć – na pewno nie jest nudna! Przekonajcie się sami – z tą lekturą czekają Was niezapomniane chwile w mieście światła, Paryżu :)
zupełnie nie moja tematyka, dlatego też nie sięgnę po tę książkę
OdpowiedzUsuńNie znam tej pisarki, może kiedyś ją poznam.)
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze okazji przeczytać tej książki, ale zapowiada się dużo ciekawiej od "Ta kobieta" czy "Duża solidarność, mała solidarność", którą pochłonęłam ostatnio.
OdpowiedzUsuń