Dla Lizy i Jacka Sutherlandów życie było łaskawe. W ciągu 18 lat małżeństwa stworzyli ciepły, szczęśliwy dom z piątką dzieci, ich kancelaria prawnicza świetnie prosperuje. Jest radosny poranek Bożego Narodzenia, dzieci cieszą się z prezentów od Mikołaja, nic nie zapowiada tragedii. I oto Jack, który na chwilę opuszcza dom, ginie w tragicznych okolicznościach. Liz zostaje sama, załamana, z piątką zdruzgotanych nieszczęściem dzieci. Czy znajdzie w sobie dość siły, by podołać wszystkim obowiązkom, jakie na nią spadły? Tym bardziej, że los nie szczędzi jej kolejnych ciosów.
Okładka: miękka
Ilość stron: 224
Wydawnictwo: Świat Książki
„Dom przy Hope Street” to jedna z tych książek Danielle Steel, do których ponownie wracam po latach. Lubię ciepło i wzruszenie, które wywołują jej książki. Niby zwykłe czytadła, ale lubię po nie sięgać.
Jack i Liz Sutherland to udane, kochające się małżeństwo. Zawsze razem – w domu i w pracy. Razem prowadzą kancelarie prawniczą. Mają piątkę zdrowych, radosnych dzieci. Ten sielankowy obraz burzy zrządzenie losu.
W piękny bożonarodzeniowy dzień spotyka ich tragedia- niespodziewanie ginie Jack. Rodzina jest w szoku i wielkiej żałobie, nie wyobrażają sobie życia bez niego. Jak Liz poradzi sobie bez swojego przyjaciela, kochanka i współpracownika? Życie jednak toczy się dalej, a ona ma dzieci, dla których musi żyć. Przyjaciele wspierają ich i pomagają jak mogą. Z czasem Liz wraca do pracy, a dzieci do szkoły, jednak inaczej patrzą już na świat. Wszyscy muszą się nauczyć żyć z tą tragedią.
Jak poukłada się ich dalsze życie? Czy szczęście i miłość wróci do tej rodziny?
„Dom przy Hope Street” to niezwykle wzruszająca opowieść o miłości, stracie, radzeniu sobie z żałobą i żalem. Pełna jest rozważań, pytań i odpowiedzi. Każdy członek rodziny inaczej reaguje i inaczej radzi sobie ze stratą. Mają siebie i dla nich to najcenniejszy skarb. Bardzo ciężko po takiej stracie poczynić kolejny krok i rozpocząć codzienne życie od nowa. Jednak życie pokazuje, że po ciężkich dniach też wychodzi słońce i uśmiech wraca na twarz.
Czas leczy rany – to stara prawda…..
Z przyjemnością przeczytałam tę książkę jeszcze raz, wiele sytuacji przez lata zatarło się w mojej pamięci - podsunę ją mojej mamie, na pewno jej się spodoba.
Czytałam już wieki temu ale pamiętam,że bardzo mi się podobała. Zresztą kiedyś wielbiłam tą autorkę:)
OdpowiedzUsuńKiedyś zaczytywałam się książkami Daniele Steel, bardzo miło je wspominam :)
OdpowiedzUsuńnie poznałam pióra autorki, może kiedyś mi się uda.
OdpowiedzUsuńObserwuje zapraszam także do siebie :)
Ciągle nie wiem jak to jest. Danielle Steel to dla mnie synonim kiczu, ale autorka zgarnia naprawdę dobre recenzje. Będę musiała chyba w końcu sama sprawdzić. :P
OdpowiedzUsuń