Przewrotna, słodko-gorzka „Pieśń harfy” to najcieplejsza – i najzabawniejsza – jak dotąd powieść Leviego Henriksena.
Dowcipna, ciepła i niezwykle zajmująca opowieść o miłości i Bogu, przyjaźni, zdradzie i utraconej nadziejach. Cierpiący z powodu kaca producent muzyczny Jim Gystad odwiedza kościół w Vinger i słyszy anielski śpiew. Głosy dobiegające z ławki za Jimem praktycznie unoszą go do wieczności i uwalniają od przygnębiającej rzeczywistości. Po raz pierwszy od lat jego egzystencja nie wydaje mu się całkowicie pozbawiona sensu. Głosy, które słyszy, należą do Śpiewającego Rodzeństwa Thorsen. Przed wieloma laty trio składające się z dwóch braci i siostry koncertowało po Stanach Zjednoczonych i sprzedało setki tysięcy płyt z singlami zatytuowanymi „To krzyż, który mam dźwigać” czy „Trzydzieści srebrników na Biblii naszego Ojca”. Każde z rodzeństwa odnalazło po drodze miłość swojego życia. I każde ją utraciło.
Od tej pory Jim myśli tylko o jednym: postanawia namówić Śpiewające Rodzeństwo Thorsen do powrotu na scenę. Czeka na niego wiele poważnych przeszkód, z czego najtrudniejszą okaże się przywrócenie miłości z powrotem do ich życia.
Okladka: miękka
Ilość stron: 304
Wydawnictwo: Smak Słowa
Levi Henriksen pisze bardzo specyficznie, oryginalnie, a jego styl do mnie przemawia. Jego powieści stanowią słodko-gorzkie opowieści o życiu, niespieszne, opowiedziane z pietyzmem i pasją. Poprzednio czytałam "Śnieg przykryje śnieg" (recenzja tutaj), która zrobiła na mnie naprawdę duże wrażenie.
Autor wypracował swój własny styl opowieści, który zdecydowanie go wyróżnia. W "Śniegu..." główny bohater powrócił po latach do rodzinnego miasteczka na pogrzeb, w Pieśni harfy, Jim Gystad, główny bohater, przybywa na chrzciny. Bardzo specyficzny początek, spokojne tempo opowieści (ale nie nudne!), charakterystyczna narracja sprawiają, że powieści Henriksena są rozpoznawalne i mają swoj własny styl.
"Pieśń harfy" przyciąga wzrok specyficzną okładką, a jej fabuła sprawia, że czytelnik delektuje się każdą stroną powieści. To opowieść o muzyce i o Bogu, o przyjaźni, poszukiwaniu swej drogi w życiu i konsekwencjach podjętych decyzji.
Jim Gystad, jest producentem muzycznym, który szuka celu w życiu. Postanawia nagrywać to, co sam chce, a w przerwach pracuje jako elektryk. Nie musi martwić się o rachunki.
Pewnego dnia odwiedza mały lokalny kościół w Vinger, gdzie zostaje zaproszony na chrzest. Kiepsko się czuje, bo męczy go okrutny kac. Jednak w kościele jak oczarowany słucha śpiewu trójki starszych ludzi, jak się później okazuje, rodzeństwa Thorsen. Jest zdeterminowany, aby namówić ich na nagranie. Jednak mężczyzna zbywa go, a jego siostry nie podejmują tematu. Jim postanawia za wszelką cenę namówić ich na powrót do śpiewania. Wynajmuje dom w okolicy i małymi krokami zaczyna zbliżanie się do rodziny. Poznaje jedną siostrę, potem drugą, a na końcu nieprzejednanego brata. Poznaje historię ich życia i kariery. Ta znajomość zmienia ich dotychczasowe życie.....
Levi Henrikson stworzył zapadająca w pamięć i niezwykle oryginalną opowieść o muzyce, Bogu, przyjaźni, miłości i o życiu. Autor skutecznie gra na emocjach czytelnika, podsuwa mu barwne obrazy z życia rodzeństwa Thorsen i finał ich decyzji. Ich życie i pasja są niezwykłe, bohaterowie stworzeni przez Henriksena są zdecydowanie nietypowi i tym ujmują czytelnika. To bardzo oryginalne osobowości obdarzone talentem i pasją. Autor pokazuje, że wiek nie gra roli, pasją można się dzielić w każdym wieku, nie wolno się poddawać i odpuszczać. Czasem potrzeba impulsu, kogoś, kto okaże wsparcie i siłę.
Powieść jest niesamowita i nie macie co liczyć tutaj na słodki happy end. To nie ten autor! Finał książki jest po prostu niesamowity i choćby dla niego warto po nią sięgnąć! Polecam serdecznie :)
Jestem bardzo ciekawa tej książki. Poprzednia tego autora była dosyć dobra. Zobaczymy, jak tę odbiorę.
OdpowiedzUsuń